Szacunek: to takie proste

Autor zdjęcia: Maciej Śmiarowski / Źródło: NEWSPIX.PL

Tekst nadesłany przez czytelnika sails, Tytusa Konarzewskiego. Tytus nie chce póki co zakładać bloga, stąd postanowiliśmy ugościć Go na blogu sails. Zapraszamy do lektury i komentowania.

Szacunek to takie proste, szanujmy się a będziemy żeglowali we wspaniałym świecie.

Są takie dni, kiedy pogoda daje popalić, chmury, ciemno, deszczowo, wietrznie nic tyko zostać w domu, w łóżku i poczytać coś. Właśnie czytam o swoim ulubionym sporcie żeglarstwie.

Ważne wydarzenia miały miejsce w ostatnich latach w polskim żeglarstwie. Nasi zawodnicy walczyli o medale w wielu konkurencjach, ale nie mieli tych najważniejszych – olimpiskich.

Teraz już jesteśmy, bogatsi o dwa brązowe zdobyte przez Zosię i Przemka.

Do tej pory jedynym naszym olimpijskim medalistą był Mateusz Kusznierewicz. Świetny, utalentowany zawodnik, synonim nowego otwarcia lat ’90 w Polsce. Uśmiechnięty, wyluzowany, umiejący opowiadać o swoich sukcesach, prawdziwy sportowiec. Zrobił, poprzez swoje sukcesy i medialną osobowość, dla naszego sportu znacznie więcej niż wiele pokoleń przed nim.. Wyprzedził w popularyzacji żeglarstwa wiele organizacji do tego powołanych, to jest siła mistrzostwa olimpijskiego z 1996 roku. Potem potwierdzona niestety już tylko jednym brązowym medalem z Aten. Teraz czytam, że właśnie zakończył olimpijską karierę co by to nie znaczyło w przyszłości, wydaje się, że nie zobaczymy tego super utalentowanego sportowca w Rio w 2016, wielka szkoda.

Teraz, gdy do klubu zdobywców medali olimpijskich dołączyli Zosia Klepacka i Przemek Miarczynski, czekamy na następnych niepokornych.

Czytam, że właśnie odbyła się „Gala” zorganizowana przez klasę Laser i sponsora tej klasy Kredyt Bank. W tym roku do tej gali dołączył PZŻ i „Żagle” reprezentowane przez pana redaktora  naczelnego Waldemara Heflicha. Nagrodzono naszych medalistów olimpijskich z Londynu Zosię Klepacką, Przemka Miarczyńskiego i ich trenerów. Wspaniale, doceniono ich wysiłek i osiągniete sukcesy. Były też inne cenne nagrody. Prezes wręczał, sekretarz generalny wręczał, vice-prezes wręczał. Tak powinno być.

Zastanawiam się czy zostali zaproszeni pierwsi trenerzy naszych utytułowanych zawodników, czy Ci którzy zachęcili do uprawiania sportu byli docenieni, bez nich nie było by żadnego sukcesu. Jeżeli dziecko zakocha się w jakimś sporcie to zostanie w nim na wiele lat.

Od pierwszych nauczycieli, trenerow, instruktorów, rodziców zależy czy urodzi się sukces sportowy w przyszłości.

Tych ludzi pierwszego kontaktu należałoby w sposób szczególny nagradzać, doceniać, mają przecież najtrudniejsze zadanie do wykonania zachęcić, pokazać na czym zabawa w sport polega a potem oddać dziecko w ręce następnego fachowca.

Wracając do tematu pożegnań czytam, że nasz mistrz olimpijski zaprosił najważniejsze osoby, które pomogły mu osiągnąć sukces sportowy. Zastanawiam się czy znalazł się na tej liście człowiek, który pomógł mu zdobyć złoto w Savannach ( IO Atlanta 1996 ). To on doradził kupno masztu, na którym Mateusz żeglował najszybciej w Savannah, bez niego Mateusz z Dominikiem nie zostali by nigdy mistrzami świata w kl. Star. Myślę o najlepszym polskim trenerze, o Andym Zawiei. Ten człowiek, tak bardzo doświadczony przez życie, przez różnych działaczy sportowych, przez pracę z najlepszymi zawodnikami, zasługuje na najwyższy szacunek z wielu powodów.

Dzięki niemu w latach 80-tych poprzedniego wieku polscy Finniści stali się silnym teamem, zdobyli dwa medale Mistrzostw Świata – Henryk Blaszka i Mirek Rychcik. Andy ustanowił bardzo wysokie standardy pracy trenerskiej, postawił wysokie wymagania przed zawodnikami, wiedział, że to jest droga do sukcesu. Bez jego pracy nigdy byśmy nie zdobyli złota w Atlancie, w 1996.

Po bojkocie igrzysk w Los Angeles 1986. Andy pracowal w Hiszpani, USA, Niemczech, aż wreszcie po latach wrócił do PZŻ , żeby zrealizować swoje marzenie zdobyć z polskim zawodnikiem złoty medal olimpijski w kl.Star, w Qingdao ( IO Pekin 2008)  i zakończyć mocnym akcentem prace full time trenera żeglarstwa.

Niestety nie zawsze marzenia sie spełniają, „bo do tanga trzeba dwojga” jak śpiewa znany wokalista. Andy mógł swoją wiedzą spowodować, że łódka Mateusza i Dominika będzie płynęła bardzo szybko, to pozwoliło na wygranie  między innymi Mistrzostw Świata w Miami 2008. Niestety nie wystarczyło na zdobycie złota w czasie IO 2008. Kiedy po pekińskich regatach Andy chciał wyciągnąć wnioski dlaczego nie udało się, mimo olbrzymich środków finansowych, zrealizować założonego celu nikt go nie chciał słuchać. Po tych igrzyskach współpraca z Andym została przerwana.

Kłopot w tym, że Andy ma wiedzę, charyzmę, charakter i łatwo się nie poddaje. Gdy Maciek Grabowski zaczął pływać na Starze, na prośbę ówczesnego vice-prezesa d/s sportu Maćka Szosta, Andy swoją wiedzą zaczął pomagać Maćkowi w przestawieniu sie na żeglowanie w trudnej technicznie klasie Star. Trwało to prawie dwa sezony. Efekt: na dwa miesiące przed pre-olimpic regatta w Weymouth dwa polskie Stary ścigały się w wyścigu finałowym regat Sail for Gold 2011. Dodam, że Andy w Weymouth wylądował w ostatniej chwili, żeby szybko pomóc Maćkowi w tuningu nowego masztu. Jego super szybki zestaw został zniszczony podczas regat w Medembliku, gdzie Maciek z Łukaszem, żeglowali bardzo szybko i dobrze, mając szanse wygrać regaty z Robertem Schaidtem.

Andy w Weymouth nie dostał żadnej pomocy od PZŻ. Codziennie miał kłopot żeby się zabrać na wodę, pożyczyć motorówkę żeby pomóc swojemu zawodnikowi.

Z boku to wygladało dziwnie, światowj klasy trener, starszy pan, który zasługuje na ogromny szacunek i czasem fizycznie potrzebuje pomocy, zostawiony sam sobie. Jego ojczysty związek robi wszystko żeby nie zauważyć wysiłków trenerskich.

Mimo to Maciek żeglowal coraz szybciej i zakwalifikował się do Medal Race. Szkoda, że po tych regatach poddał się i nie  kontynuował ścigania w eliminacjach do Londynu, gdyby w Perth wystartował miał szansę zdobyć medal mistrzostw świata a to miałoby niebagatelne znaczenie dla wyniku polskiego zawodnika w IO kilka miesięcy później, w Londynie.

Kończąc, uważam, że Andy, który za życia jest legendą żeglarstwa, nie tylko polskiego, chyba zasługuje na proste słowa… „zapraszamy Pana wraz z małżonką na naszą Galę, żeby Panu szczególnie podziękować za lata spędzone w podróży, na wodzie i z trudnymi zadaniami do rozwiązania, dziękujemy za wszytko co Pan zrobił, żeby nasi zawodnicy mieli szanse wygrać z innymi”. Nie ma właściwie dobrych słów, żeby wyrazić wdzięczność takim ludziom jak Andy Zawieja.

Niestety z tego co mi wiadomo, genialny trener nie został zaproszony.

Ciekawy jestem czy przy okazji medali olimpijskich,  czy ktoś podziękował innemu byłemu finniście Zbyszkowi Malickiemu za „Błękitne Żagle Nivea”. Ta fantastyczna akcja promocyjna dawała nam co roku dopływ wielu dzieci do naszego sportu, wiele państw zazdrościło nam tego fantastycznego zjawiska. Bez Zbyszka nigdy byśmy tego nie zrobili.

Lista nieobecnych pewnie jest dłuższa, może nie mieli czasu żeby przybyć na Galę.

Czy my doceniamy, to jacy ludzie tworza polskie żeglarstwo?

Pytanie jest raczej retoryczne, docenimy ich jak już będą żeglować w innej przestrzeni, bez ograniczeń po błękitnym oceanie szczęścia, wolności.

Tytus Konarzewski

Sterlingh Heights MI. 14.12.12

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*